czwartek, 4 grudnia 2014

Szkoła rodzenia

Szkoła rodzenia, jak dla mnie równie dobrze mogłaby się nazywać szkołą czarów i magii, ponieważ to dla mnie taka sama abstrakcja.

Czy można nauczyć się rodzić? Tak na sucho? Chyba nie, ale na 100% dowiem się za kilka dni, choć nasza położna twierdzi, że nasze ciało już to wie i każda z nas świetnie sobie z tym poradzi. Mam nadzieję!

Jako dziewczynka  zawsze twierdziłam, że dzieci powinno się wypluwać, takie małe i bezbronne jak kangurki, a nie rodzić w mękach. Coraz częściej myślę, że to naprawdę świetny pomysł i warto by go naturze podpowiedzieć.
Dopóki nie chodziliśmy do szkoły rodzenia chyba byłam spokojniejsza. Wiedziałam, że jestem w ciąży i że dziecko na świecie musi jakoś się pojawić, ale w ogóle się nad tym nie zastanawiałam. W moich wizjach była ciąża, czarna dziura i dzidziuś, którego tulę w ramionach. Poród był dla mnie czymś odległym i bardzo mglistym. Zajęcia w szkole rodzenia bardzo go urealniają i nadają mu konkretny kształt.

Za nami już wszystkie zajęcia i powiem Wam, że mimo tych wszystkich lęków naprawdę warto na nie chodzić. Pierwsze zajęcia mieliśmy o fizjologii ciąży. Dowiedzieliśmy się dużo o emocjach, jakie towarzyszą przyszłym rodzicom i o różnych niedogodnościach ciąży. To takie zajęcia, które uczą empatii i wzajemnego poszanowania. Dają przyzwolenie na niektóre wydawałoby się dziwaczne zachowania, które dopadają zarówno ciężarną, jak i jej partnera.
W ogóle uważam, że taka szkoła rodzenia to świetne zajęcia dla pary. Kobiecie pomagają obniżyć lęk związany z nową sytuacją i czekającym ją porodem a ojcom uświadomić, co się przez te 9 miesięcy dzieje z ich partnerką.

Drugie zajęcia były może nieco bardziej przerażające, ponieważ skupiały się na szczegółowym omówieniu porodu. Słowa, które często się powtarzały to "będzie bolało i to bardzo". Pocieszeniem dla nas ma być to, że podobno zaraz po porodzie zapominamy o bólu i zalewa nas miłość do naszego wyczekanego dziecka. Wszystko inne przestaje być ważne. Na razie trudno mi to sobie wyobrazić, ale potwierdzają to wszystkie mamy, które znam.

Pozostałe zajęcia traktowały o pozycjach do rodzenia, karmieniu piersią i trudnościach z nim związanych, opiece nad noworodkiem i zmianach, jakie zachodzą  w rodzinie po pojawieniu się w niej małego człowieka. Wiadomo, że teoria nigdy nie zastąpi praktyki, ale pozwala się oswoić ze zmianami. To wszystko czeka nas już za kilka dni. Przed nami prawdziwa rewolucja, niecierpliwie wyczekiwana, ale i nieco niepokojąca. Trzymajcie kciuki!

A jakie są Wasze doświadczenia, chodziliście do szkoły rodzenia? Uważacie, że warto?

Ja ze swojej strony polecam warszawiankom szkołę rodzenia Asi Wilk, do której my chodziliśmy. Ma ona akredytację Szpitala  św. Zofii (Żelazna) - moim zdaniem jednego z najlepszych szpitali położniczych w Warszawie.
Zainteresowanych odsyłam tu: http://centrumrodziny.com/ i http://www.szpitalzelazna.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz